12 Comments

Cześć,

Nie ukrywam, że jak zgłębiałem temat, to miałem wrażenie, że to trochę tak, ze wahadło się przesunęło i teraz jego wielkie i ciężkie ramię zabiera ze sobą chętnych do przejażdżki na drugą stronę. Była moda na kursy self paced i nie ukrywajmy, że większość z nich była po prostu słaba. Głównie metodycznie, bo co to za radość obejrzeć sobie 50 lekcji wideo? Zero procesu. No, ale mało kto z odbiorców się nad tym zastanawiał, bo mało kto z użytkowników Udemy czytał choćby Julie Dirksen. Nie piszę tego z żalem czy przekąsem. Ale takie są fakty - kto miał zarobić, ten zarobił. Jednak trzeba było czegoś nowego, potencjalnie świeżego. W kontrze więc postawiliśmy dokładnie na to, co w self-paced nie działało. Tam było masowo? Tu będzie elitarnie. Tam był poziom początkowy? To będzie trzeba już coś wiedzieć. Tam nie było kontaktu z autorem? Tutaj będzie on cały czas.

Kursy kohortowe to świetna sprawa dla tych, którzy nie odnaleźli się w kursach online wcześniej, ale jednocześnie to też trudny model biznesowy. Powiem Wam też, że większość konferencji, szkoleń czy warsztatów w tematyce "Jak zrobić swój pierwszy kurs online" na których byłem lub które prowadziłem miała tendencję do koncentrowania się na tym jak zrobić kurs, który zarobi. Gdybym na własnych warsztatach nie był w stanie kontrolować tego procesu, to mógłbym spokojnie zmienić tytuł właśnie na taki. W kohortach nie ma prostych odpowiedzi, a co gorsze, nie ma przepisu na sukces. Nie da się wrzucić na platformę lekcji, wlać kasę w marketing i zarabiać. Ich zaletą jest za to to, że weryfikują osoby. Może się okazać, ze niejedna z trudem zbudowana marka osobista ma w sobie więcej marketingu, niż treści.

Expand full comment

Ja bym postawił odważną tezę, że dla sukcesu kohorty wymagana jest silna marka osobista, która ją reprezentuje. Dokładnie z tych samych powodów, dla których to opisałeś - kontakt z prowadzącym, budowanie społeczności wokół, wyjście poza podstawy, czerpanie z doświadczeń prowadzącego i uczestników...elitarność. Dla mnie kohorta ma o wiele większy potencjał organiczny. Może ten powiew świeżości będzie oczyszczający i wzmacniający dla naszego środowiska:)

Wierzę też, że dla każdej formy jest miejsce na rynku. 1, 10, czy 100k ludzi po drugiej stronie jest nieogarnialne dla mnie w tej formule, albo tracisz na kontakcie i formie:)

Expand full comment

Tak, w 100% się zgadzam.

Expand full comment

Edit: Chociaż teraz im więcej czytam o kohorcie tym mam większy mętlik w głowie z dodefiniowaniem 😅

Totalnie mi zaklikała ta kohorta w stosunku do ostatniego doświadczenia elearningowego w którym biorę udział tj. googlowskiego kursu UX. To w jaki sposób jest to zorganizowane - wkład merytoryczny, zadania, peer review (swoją drogą ciekawe doświadczenie z perspektywy bycia oceniającym i ocenianym), forum, styczność z ludźmi z całego świata na turbo różnych poziomach wiedzy i doświadczenia. Uczestniczyłam w wielu zdalnych formach kursowych i zazwyczaj byłam w nich taką samotną wyspą - niby x osób wykupiło i w nim uczestniczyło, ale totalnie nie wchodziło się w interakcje i w sumie robiłam te kursy z milion lat :p Ale ten googlowski pełen ludzi kurs wybitnie się spodobał i czuję też, że na poziomie angażowania i inspirowania naprawdę bardzo daje radę.

Expand full comment

Ja bym tylko czasami chciał mieć kontakt z mentorem, a nie tylko z peerami, bo mam wrażenie, że wyżej „peera” nie podskoczę :)

Expand full comment

Kursy kohortowe to były moje pierwsze w życiu kursy e-learningowe. Uczestniczyłam w nich na studiach, to było koło 2011-2014 roku i działało nawet OK. Kursy na UW były wtedy stawiane na zwykłym Moodle'u (nie sądzę, żeby cokolwiek się zmieniło do dzisiaj) i żeby zaliczyć, trzeba było zrobić zadania co tydzień, napisać ileś postów na forum, czasem oddać pracę pisemną, potem czasem było zaliczenie stacjonarne, a czasem nie. Deadline był naprawdę dead, chociaż niektórzy prowadzący się litowali i w ciągu kursu robili weekend amnestii na nadrabianie.

Pamiętam, że jeden kurs angielskiego był blended-kohortą i był naprawdę super - materiał był ciekawy, aktualny, zróżnicowany, bez klepania tych samych ćwiczeń co tydzień. Media grzały temat royal wedding i royal baby, to na kursie czytaliśmy też o tym, był jubileusz jakiegoś zespołu - słuchaliśmy zespołu itd. Raz na dwa tygodnie było spotkanie na żywo z rozmowami i ćwiczeniami w parach i na tych zajeciach nie robiło się nic, co można zrobić sobie samodzielnie w domu - zero słuchania, wypełniania ćwiczeń i pisania notatek, tylko interakcja z drugą osobą. Poszłabym sobie na taki kurs jeszcze raz dzisiaj, bo dużo wyniosłam. Myślę, że nie tylko ja, bo sporo osób ze mną przedmiot zaliczyło. Część odpadła, ale nie większa niż zwykle na studiach.

Na początku myślałam, że głównym czynnikiem sukcesu byli systematycznie pracujący uczestnicy-studenci, wzięci systemowo za twarz i świadomi, że jak zawalą, to będą mieli warunek albo będą musieli sobie kupić nowe ECTS.

Ten czynnik ma znaczenie, ale to nie jest cała prawda. Poszłam na kolejny kurs, tym razem był to czeski dla początkujących, tym razem całkowicie zdalna kohorta bez interakcji na żywo. Tu też był przymus regularnego robienia ćwiczeń, ale kurs był znacznie mniej ciekawy (bez winy twórców - na poziomie początkującym po prostu nie ma jak omawiać chwytliwych tematów), nie było też impulsu, by pogadać na żywo.

No i tutaj o sukces było znacznie trudniej - do tego stopnia, że jak przyszliśmy na egzamin, to nie było dla nas miejsca, bo prowadząca zarezerwowała salę na mniej więcej 40% osób zapisanych na kurs. Zazwyczaj tyle docierało na egzamin. Tym razem trafiła się zmotywowana grupa, więc przyszło jakieś 70% i już było to szokiem i niedowierzaniem dla pani lektorki. Zwykle odpadało dużo więcej uczestników. Chociaż to też groziło warunkiem, płaceniem za ECTS i wszystkimi studenckimi plagami.

I nie wiem, jaką mam konkluzję. Chyba, że dobry kontent, systematyczność, motywacja i interakcja są potrzebne do dobrej kohorty. Ale chyba też do edukacji w ogóle :)

Dzięki za odcinek, cieszę się, że jest nowy sezon podcastu :)

Expand full comment

Przede wszystkim są potrzebne chęci po stronie uczestnika - są rzeczy, które trzeba zrobić, bo potrzebuje tego firma/korpo/uczelnia. Jeżeli content jest dobry i są warunki dla dobrego uczenia się, a uczestnik dalej tematem nie jest zainteresowany, to moja odpowiedź na pytanie: "jak zmotywować taką osobę?" jest zawsze taka sama: "wcale":) Jeżeli wewnętrznie nie czujesz potrzeby jakiejś zmiany, to i najlepszy wykładowca, czy nauczyciel tego nie zrobi za Ciebie. Myślę, że dzisiaj jak nigdy "wygrywają" Ci, którym się zwyczajnie chce. I stąd my z podcastem:) FTW!:)

Expand full comment

Wszystko się zgadza z tą motywacją :) Jednocześnie staram się po prostu nie stracić z oczu swojej strefy wpływu i zawsze zaczynać ewaluację od siebie i wartości, którą wnoszę jako trenerka, scenarzystka, projektantka, ktokolwiek. Jedne kursy "biorą" lepiej, inne gorzej, warto obserwować, dlaczego tak jest.

No i przyznam, że mam uraz studencko-szkolny, bo wypowiedzi typu "jak ktoś nie chce, to go nie nauczę, siłom nie nałucze!" często wychodziły od najgorszych, najnudniejszych, najbeznadziejniej tłumaczących zagadnienia prukw :) Zaczynałam moją przygodę edukatorską pod tablicą z główną misją: nigdy nie sprukwieć! Dlatego zawsze zastanawiam się, co można zrobić lepiej. Skąd mam wiedzieć, że kontent jest wystarczający, a problem jest po stronie motywacji? Tak na pewno to chyba się nie dowiem.

Expand full comment

Dlatego właśnie napisałem "Jeżeli content jest dobry i są warunki dla dobrego uczenia", bo oczywiście, że ja jako trener za to odpowiadam. I generalnie staram się nie być prukwą:D A skąd wiedzieć, czy content jest wystarczająco dobry? Po prostu zapytać odbiorcę. Zawsze po szkoleniu czytam feedback (zwłaszcza otwarty) i sam proszę, żeby o mnie pamiętać w tej kwestii nawet jak jestem podwykonawcą. Nic jednak nie zastąpi jednego - rozmowy z ludźmi. Na przerwie, na kawie, przy piwie - gdziekolwiek. Bardzo często proszę o feedback najlepszą osobę z danej grupy, zaczynając od: "Co mógłbym zmienić w tym contencie, żeby był jeszcze lepszy?", "Z jakimi casami się spotykasz, które warto by było dodać do tego szkolenia?" itd. Im dłużej o to pytasz i realnie coś zmieniasz, tym rzadziej trzeba zakładać do tych odpowiedzi grubą skórę:) Dalej większość tego o czym mówię zbudowali uczestnicy na podstawie swoich pytań, casów i właśnie tego feedbacku z rozmowy.

Expand full comment

W życiu bym Cię nie posądziła o prukiewstwo! Uznaj to za projekcję moich zawodowych lęków.

Informacja zwrotna jest ważna i pracując z biznesem lub z dorosłymi słuchaczami studiów podyplomowych łatwo ją uzyskać. Obserwuję to w korporacjach, tutaj feedback rządzi.

Jednak gdy pracuję ze studentami studiów pierwszego stopnia, to o wiele trudniej o informację zwrotną. Identyfikuję dwa powody:

1. studenci boją się jej udzielić, bo nie wierzą w anonimowość i obawiają się zemsty (sad but true :(),

2. studenci są w trakcie dużych zmian i nie potrafią feedbacku udzielić, bo dopiero przestawiają się na bardziej autonomiczny model uczenia się i po prostu nie wiedzą, co im się sprawdza, nie wiedzą, co jest kwestią techniczną, co jest kwestią zmęczenia, a co jest kwestią tego, że wisi im przedmiot, ale muszą zaliczyć.

U studentów z Azji czasem obserwuję też objawy szoku kulturowego pt. "pani mnie nie pyta, pani jest od wiedzenia, jak ma być".

Nie mówię, że to znaczy, że mam nie walczyć o informację zwrotną. Czasem ją zresztą dostaję, zwłaszcza jak się zaplącze na zajęcia ktoś starszy. Jednocześnie staram się szukać odpowiedzi, obserwując grupę docelową - o czym gadają na przerwie? W co grają? Jakich serwisów używają i jak te serwisy wyglądają? Czy dojeżdżają długo do szkoły kolejką i mogą dłubać w jakiejś apce? Czy jeżdżą samochodem i docenią podcast? To jest mi w stanie powiedzieć rzeczy, których oni mi jeszcze nie są w stanie powiedzieć. O ile właściwie je zinterpretuję... I tu jest kolejna seria pułapek, temat rzeka.

Expand full comment

Dziękuję za ten odcinek. Dla mnie wielką zaletą uczestnictwa w jakimkolwiek kursie są treści otrzymywane/wymieniane bezpośrednio od innych uczestników, czyli taki 'peer learning'. Bo człowiek kisi się zazwyczaj w swojej bańce w social mediach, a dzięki takiemu kursowi, w którym na przykład są ludzie z Turcji czy Francji lub Portugalii, nagle dostajemy info o jakimś fajnym zasobie (narzędziu, książce itd), którego nasza bańka nie zna. To tak a propos tego kursu nagrywania vloga, w którym uczestniczył Piotrek.

A do tego jeszcze obecność moderatora i możliwość spotkania z nim na żywo mogłaby faktycznie mieć dodatkowe, mobilizujące znaczenie w przypadku osób, które są mocno przebodźcowane różnymi możliwościami i cierpiąc na FOMO, zapisują się na wszystko co chodzi i leży, a potem i tak nic z tymi webinarami, kursami i szkoleniami nie robi.

Expand full comment

Tak chyba rzeczywiście mamy, że chęć posiadania jest spora:) Ale realnie przy pytaniach do konkretnego casa, wchodzę w Googla, na YT, eLearning Robię, pytam innych developerów o pomoc. Networking i sprawne posługiwanie się zapytaniami w Googlu rulez;)

Expand full comment